Na bidon...


Tuba okazała się rozwiązaniem praktycznym, pożądanym i jednocześnie, stwarzającym pole do popisu. Lubię je szyć, choć, jak się już przyznałam, moment wywijania jest dla mnie trudny. Męczący, ale też wywołujący niepokój o bezpieczeństwo estetyki. 

Koty na warsztat...


Wzięłam koty na warsztat. A potem koty pojadą na warsztat. Kolejna odsłona tuby do przewożenia i przechowywania flipów. Z motywem kocim, odzwierciedlającym sytuację domową właścicielki tuby.
Bezpodszewkowa kocica uznała, że warto mieć rękę na pulsie przy tylu kotach w domu. 

Rybka...


Jedną już kiedyś uszyłam. Daaaawno temu. Wersja z łuskami chodziła za mną i chodziła i w końcu zmotywowana perspektywą kiermaszu, uszyłam taką oto. Trudno w matowym filcu uzyskać efekt mieniących się łusek, niemniej miałam chęć na użycie kilku kolorów a nie jednego. Choć korcą mnie też rozwiązania B&W. Klarowne, proste. Ale chyba na razie zbyt modne :)

Dla siebie...


Kupiłam sobie pomarańczowe spodnie. Szykując się na rodzinne spotkanie odkryłam, że nie mam dodatków komponujących się z tym elementem. I powstała w tempie iście ekspresowym ta torebka właśnie. Zero bajerów, bo czasu nie było. Ale właściwie kieszonki nie są tu potrzebne, bo mieści się tylko zestaw zupełnie bazowy: klucze, portfel, chusteczki higieniczne i krem do rąk. 

Kwiat wygrałam jakieś 2 lata temu i szukał swojego miejsca. Znalazł idealne!

Zakotwiczona...


Torebka w iście marynarskim stylu. Kolorystyka i motyw natychmiast wywołują morskie skojarzenia. Początkowo miała być sama kotwica, ale kiedy zaświtał w głowie pomysł łańcucha, już nie było szans, by się go stamtąd pozbyć. I tak to znów stanęłam w progach lokalnego sklepu metalowego. Na ogół jestem tam jedyną kobietą:)


WorkSzop...


Szop będzie pomagał przy prowadzeniu warsztatów czyli jak nic WorkSzop. W tubie transportowane i przechowywane będą flipy wykorzystywane na szkoleniach.

To już kolejna taka realizacja w moim wydaniu. Po tym jak zrobiłam żyrafę, pomysł poszedł w świat i zyskał uznanie. Ja też go lubię, choć nie ukrywam, sprawa nie jest prosta. 

Tygrrrrrrrrr...

"Masz coś dostępnego od ręki?" pyta czasem ktoś z bliskich. I tak było tym razem. Okazało się jednak, że to, co mam, to nie to, czego Olga i jej koleżanka szukają. "a uszyłabyś tygryska?". I jakże tu odmówić? Uszyłam. Ciut inaczej, niż poprzednio. Jak to ja. :)
Podobno okazał się strzałem w dziesiątkę.

Kwiatowo kredkowo


Oto piórnik. Kształt tuby wszedł chyba już na stałe do asortymentu, przede mną jeszcze kilka realizacji tego typu. Większe, mniejsze, na akcesoria do prowadzenia warsztatów, na kredki, na bidony i na flipy - to najwieksze wyzwanie. Ogromne gabaryty sprawiają, że i szyć niełatwo. Ale jakoś sobie z moją maszynką radzimy.

Tym razem jednak coś z tych mniejszych. 

Tulipan dla Ukochanej


Lubię te sytuacje, gdy zgłasza się mąż, chłopak, ojciec i pyta o możliwość uszycia czegoś dla żony, kobiety, córeczki. Kiedy wiedzą, co druga osoba lubi, jaki kolor, jaki motyw... Czuję też wielki ciężar odpowiedzialności i udziału w czymś z ogromnym ładunkiem emocji. I trochę też lęk, czy aby podołam. I tak było z tymi tulipanami.


Stary misiek mocno...


śpi... Zrobiłam dwie wersje tego niedźwiadka. Pierwsza, od razu miała właścicielkę, ale jakoś tak się złożyło, że mimo to, długo czekała u mnie. A ja co obok niej przechodziłam, to myślałam, że coś bym zmieniła. I w końcu od myśli przeszłam do czynów i przeprowadziłam niczym fachowy chirurg plastyczny, korektę nosa. I wygląda teraz bardziej niedźwiedzio niż przedtem. 

Hu hu huuu


Mam tu tyle zaległości, że sama nie wiem, od czego zacząć ich nadrabianie. Szyłam, szyłam, tylko większość na bieżąco prezentuję na Facebooku a bloga.. bloga, jak widać, ciut zanieduję. Wiem jednak, że są wśród Was tacy, który wolą tutaj zerkać niż na popularny serwis społecznościowy. Ja również lubię, ale nie zawsze już czasu wystarcza na różne kanały komunikacji :)

Ale.. do rzeczy. Przedstawiam sowę. Uszytą pod wpływem niezwykłego spotkania na wiejskich bezdrożach. Wracałam do domu po zmroku. Po ciemnej wiejskiej, nieoświetlonej drodze. Już z daleka widziałam, że na środku drogi coś leży. Kamień? 

KOTrola w pracowni :)

Kto ma kota ten wie. Kot akurat właśnie wtedy chce siedzieć na krześle przy maszynie, gdy Ty tam zamierzasz usiąść. Rozwijasz filc do krojenia? Cudownie, bo tak miło jest się na nim rozłożyć :) Ale trzeba oddać sprawiedliwość, że więcej tu stereotypu niż prawdy. Bo kot bywa tam, gdzie akurat ma ochotę bywać. A do pracowni wpada nie tylko w ramach relaksu, ale także jako kotrolerka :)